Strona:PL Edgar Wallace - Tajemnicza kula.pdf/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie. Gdybym tu był, nie potrzebowałbym się ukrywać. Ale właśnie dlatego, że poza mą rozmową tutaj, byłem cały wieczór sam, dlatego bałem się...
— Czego?
— Udawałem, że mnie niema w Londynie — i dlatego, że kłóciłem się w przeszłości z Loubą i mieszkałem tuż nad nim. Widzi pan, że miałem rację obawiając się. Pan podejrzewa mnie?
— Dlaczego udawał pan, że pan wyjechał?
— Gdyż brałem na siebie dużo interesów Louby i nie chciałem, by on o tem wiedział. Dlatego też zaproponowałem sir Harry’emu, gdyż wiedziałem, że Louba wkrótce nie będzie już mógł tego czynić.
— Dlaczego nie?
— Dlatego, że był zrujnowany i czynił już przygotowania, by wyjechać z kraju.
— Czy Louba nie zechciałby sam oddać panu swych spraw?
— Za cenę — za wielką cenę! On zawsze sięgał wyżej ponademnie.
— Dlatego nienawidził go pan?
— Nigdy nie na tyle, by go zabić.
— Czy groził mu pan kiedy?
Da Costa spojrzał niepewnie dokoła siebie.
— Nie więcej, niż on mi groził. Ale ja myślałem mniej — rzekł wkońcu. — Jeśli groziłem, to tylko w chwili wściekłości. Ja nie jestem gwałtownikiem — i gdybym chciał zabić Loubę, nie uczyniłbym tego tu! Uczyniłbym to dawniej tam, gdzie byliśmy razem.
— Czy pan jest tym, o którym Weldrake powiadał, że pokłada w nim wielkie nadzieje?
To go zaskoczyło.