Strona:PL Edgar Wallace - Tajemnicza kula.pdf/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Niczego więcej nie życzymy sobie, jak usłyszeć wszystko, co nam pan może opowiedzieć. Zechce pan pójść? — rzekł do sir Harry. — Musi pan przyznać, że pewne rzeczy wymagają wytłumaczenia...
— Ależ powiadam panu, że nic nie wiedziałem, aż nagle zjawił się tu. Nawet nie podał swego nazwiska. Aż do chwili jego przyjścia...
— Widziałem, jak wrzucił coś do skrzynki i czekał na pana w tyle domu — przerwał Trainor krótko. — Wprowadził go pan przez okno. — Wskazał na rozkład jazdy. — Teraz wyszukuje mu pan pociąg.
— O — moja idjotyczna dobroć — jęczał sir Harry. — Kochany panie, niechże pan wysłucha, co on ma do powiedzenia. Przekona się pan, że nie może mnie pan wlec na posterunek.
— No — rzekł Trainor siadając — posłuchajmy, co pan ma do powiedzenia! x
— Nigdy nie słyszałem o mr. da Coście, aż pewnego razu przyszedł mi zaofiarować pomoc finansową w miejsce mr. Louby. Oczywiście oburzyłem się i wyrzuciłem go za drzwi. Potem przyszedł Weldrake i prosił mnie, bym dał schronienie mr. da Coście. Powiedziałem, że nie — chyba, że przekona mnie o zupełnej swej niewinności. Dziś przyszedł mr. da Costa i tak przekonał mnie, że chociaż ja chciałem poinformować pana o tem —
— Rozumiem — przerwał Trainor. — Kiedy ofiarował panu pomoc finansową?
— W tym czasie, gdy mordowano Loubę! — zawołał da Costa.
— Więc wie pan, w jakim czasie — bo my nie wiemy...
— No — owego wieczora. Nie byłem w Braymore House od szóstej aż do bardzo późna...
— Był pan tu cały czas?