Strona:PL Edgar Wallace - Tajemnicza kula.pdf/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie potrzeba zawiadamiać, że przyszedłem — rzekł Trainor, otwierając drzwi. — Wytłumaczę sam, poco wróciłem.
— Bardzo mi przykro — rzekła służąca — ale ten pan... nie mogłam go zatrzymać — umilkła, patrząc zaniepokojonemi oczyma na swego pana.
— Tak bardzo chciałem pana zobaczyć, mr. da Costa — zamknął drzwi za służącą.
Twarz da Costy, zwykle pełna, była wychudła i blada. Trząsł się w nieukrywanym strachu, gdy wstał, by stawić czoło detektywowi. Usta jego otwierały się, i zamykały, ale nie mógł wypowiedzieć słowa. Wzbudzał litość.
Sir Harry milczał zaskoczony, ale skupił się w sobie z szybkością, jaką Trainor musiał podziwiać.
— A — mr. Trainor, pan powrócił? Właśnie chciałem posłać po pana. To, zdaje mi się, jest ten pan, którego pan szuka. Zapewnia mnie, że jest niewinny — i ja wierzę mu: ale oczywiście wiedząc, że pan go poszukuje, chciałem dać panu znać, że on tu jest...
— Oczywiście! — kpił Trainor, nie próbując nawet ukryć swej pogardy. Spojrzawszy na da Costę, litował się prawie nad nim. — Wszystko jedno — nie wiem, czy mam prosić pana, by udał się pan z nami na posterunek.
— Co? ja? — wyszeptał sir Harry. — Zapewniam pana — że nie miałem pojęcia...
— Cóż pan na to, mr. da Costa? — zapytał Trainor. Odpowiedzią da Costy był rozpaczliwy skok ku oknu.
— Mam dwu ludzi na dole — zawołał Trainor — pilnują wyjścia.
Jakby z łkaniem da Costa wpadł w krzesło, załamując ręce.
— Przysięgam, że nie uczyniłem tego! Przysięgam, że nic o tem nie wiem! — wyszeptał.