Strona:PL Edgar Wallace - Tajemnicza kula.pdf/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jest na wolności, chce pan powiedzieć?
— Jak dotąd. Czy Louba mówił kiedy o nim — czy wspominał coś o tem, że da Costa mieszka tak blisko niego?
— Nigdy ani słowa. Przypuszcza pan, że to on uczynił?
Trainor wzruszył ramionami.
— Znużeni już jesteśmy temi przypuszczeniami — rzekł. Opuścił dom niepewny, czy wierzyć czy nie w zapewnienia sir Marshleya i czy Beryl nie myli się co do domu, z którego wyszedł Weldrake. Przypomniał sobie mgłę — jak łatwo było pomylić się co do bramy, gdyż dom sir Harry nie był oddzielony od innych. Ale naprzód dowie się, co sam Weldrake ma o tem do powiedzenia.
Była piąta i mgła była gęstsza, niż kiedykolwiek. Ludzie mijali go jak cienie.
Niezdecydowany, czy ma przejść do autobusu, czy zejść do kolei podziemnej, przystanął i patrzał dokoła siebie. Minęła go pochylona postać, zatarta w mgle, ale zwróciły na siebie jego uwagę zarysy olbrzymich pleców. Był to człowiek bez płaszcza.
Niewątpliwie, wielu było bez płaszczy nawet w taki dzień. Ale Trainor nic nie ryzykował.
Poszedł za nim spokojnie.
Był to wielki, silny człowiek, nie tego rodzaju, któryby gardził ciepłem i komfortem, nie tego rodzaju, któryby wychodził bez płaszcza w taką zimną mgłę. Przypłaszczywszy się do muru, Trainor widział, jak człowiek zatrzymał się przed domem sir Harry Marshleya, popatrzał do góry wahając się, — potem poszedł dalej. Nie miał odwagi tak zbliżyć się do niego, by ujrzeć coś więcej poza zarysami. Ale miał go wciąż na oku. I gdy ujrzał, że on znów się zatrzymuje, cofnął się szybko za załom muru i ukrył się przed