Strona:PL Edgar Wallace - Tajemnicza kula.pdf/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Co pan mówi? Co za przeklęty kłamca! Nie znam tego człowieka — nigdy nie widziałem go! Co on takiego zrobił? Zdawało mi się, że pan go także poszukuje — dodał wściekły.
— No, poszukiwaliśmy go aż do wczoraj wieczór.
Sir Harry zwrócił się do gościa z miną majestatycznego oburzenia.
— Chce pan powiedzieć, że sądzi pan, iż coś wiem o tej sprawie? I przyszedł pan tutaj, by złapać mnie na jakiemś zeznaniu? — zapytał. — Do djabła z panem! — Trainor podniósł rękę. — To zuchwalstwo!
— Zbyt pan jest gwałtowny, panie Harry — rzekł Trainor. — Właśnie wracam od miss Martin, która ukrywała przedemną wiele rzeczy, by uchronić Franka Leamingtona i by nie wprowadzać w kłopoty tego Weldrake, nie dlatego, by miała coś wspólnego z tem morderstwem, ale dlatego, że była przekonana, że oni z niem nic wspólnego nie mieli. Było więc całkiem możliwe, by pan też mógł ukrywać coś dotyczącego tego człowieka z tego samego powodu...
— A... no... hm... Coś w tem jest — przyznał sir Harry uspokojony. — Ale ja nic o nim nie wiem. On mówił, że poco tu do mnie przyszedł?
— Nie wymienił wcale pańskiego nazwiska. Nie chciał nam też powiedzieć, że widywał się z da Costą, pókiśmy go nie wypłoszyli. I tak powtarzam, było też możliwe, by pan praktykował te same względy w stosunku do niego.
— Ma pan mimo wszystko niemiłe metody — odrzekł wyniośle sir Harry. — Czy powiedział pan, że da Costa został w to wmieszany?
— Tak. Czy go pan zna?
— Znam to nazwisko. Cóż on miał z tem wspólnego?
— Nie wiemy — odrzekł Trainor wstając. — Straciliśmy go z oczu dziś rano.