Strona:PL Edgar Wallace - Tajemnicza kula.pdf/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— A Weldrake?
— Wyglądał bardzo zadowolony.
To wystarczyło Trainor’owi. Natychmiast udał się do sir Marshley’a.
— Przypuszczam, że przychodzi pan w sprawie mego biednego przyjaciela Louby — rzekł sir Harry, mnąc jego wizytówkę w palcach. — Bardzo smutny wypadek — bardzo smutny... Taki dobry przyjaciel! Wielka to strata dla mnie —
Trainor uwierzył w te ostatnie słowa i zaraz zaatakował go:
— Staram się odnaleść pewnego człowieka, który dużo wiedział o Loubie — rzekł — i dowiedziałem się, że on wczoraj rano odwiedził pana.
— Odwiedził mnie? Któż to taki?
— Nazywa się Weldrake.
Sir Harry potrząsnął głową.
— Nigdy nie widziałem nikogo o tem nazwisku — rzekł.
— Wogóle nie widziałem się z nikim wczoraj rano, jeśli o to chodzi. Byłem zbyt przygnębiony.
— Przygnębiony?
— Ta młoda miss Martin chce nazwisko moje wplątać w tę sprawę. Nie mówmy o tem. Drażni mnie to. A moja biedna żona jest zrozpaczona. Nie — mówił dalej zacierając ręce nad ogniem. — Źle pana poinformowano. Pocóżby tu przychodził?
— O to przyszedłem się zapytać — odrzekł Trainor.
— Nie znam go — oświadczył sir Harry. — Powiedziałbym panu wszystko, co wiem. Kto powiedział panu, że był on u mnie?
— On sam. — To kłamstwo nie udało się, gdyż było tylko przestrogą dla sir Harry’ego.