Strona:PL Edgar Wallace - Tajemnicza kula.pdf/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie... ale... ja wiedziałam oczywiście, że to karygodne ukrywać ludzi będących pod zarzutem... podejrzenia... i ja... Przecież nie mógłby pan spodziewać się, bym ja chciała narazić na przykrości człowieka, który ofiarował pomoc mr. Leamingtonowi.
— Nie. Ale jakże możemy odnaleźć prawdę, jeśli nikt nam powiedzieć jej nie chce? Czy wie pani, że człowiek ten uważa Loubę za mordercę jego syna i że od lat śledził go w nadziei doczekania się jego śmierci?
— Naprawdę? — zawołała Beryl zaskoczona. — A jednak...
— Jednak! miss Martin!
— Tak... przypominam sobie teraz, że owej nocy mówił niezwięźle — myślałam, że jest niespełna zmysłów...
— I czy nie sądzi pani, że on pod tym względem może być takim? i że w szaleństwie mógł dokonać czynu, do którego w normalnym stanie nie byłby zdolny?
— A — czy przypuszcza pan, że on zabił Loubę? Chyba nie!
— Nie wiemy, kto go zabił. Uderzono go z tyłu i nie miał czasu bronić się — o tem wiemy. Czy ten człowiek nawet w stanie szaleństwa mógł zawlec Loubę aż na łóżko, gdzieśmy go znaleźli — o tem trudno sądzić. Szaleńcy mają specjalną siłę: a może był tam i da Costa. Mógł mu pomagać i wziąć za zapłatę szkatułkę, której pragnął.
— Czy pan istotnie twierdzi —
— Wcale nie. Staram się tylko przekonać panią, że nawet ten człowiek może być winny i że w takim razie ukrywanie tego, co pani wie, przedemną, mogłoby poważnie zaważyć na szali mr. Leamingtona, nie mówiąc już o innych względach.
— To była tylko ta propozycja, że pomoże mr. Leamingtonowi — szepnęła jak winowajczyni.