Strona:PL Edgar Wallace - Tajemnicza kula.pdf/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie. Ledwie rzuciłem okiem. Oczywiście, to było głupio, odwracać się plecyma do pokoju, ale pilnowałem okna...
— Oczywiście. Gdyby był gdzieindziej, dalibyśmy ostrzeżenie. Gdyby nie Miller, złapalibyśmy go!
— Przypuszczam, że to sygnał wywołał Millera.
— Tak. W tem całe zło. Tak chcieliśmy go złapać, że jeden drugiemu wchodził w drogę.
— Widział go pan?
— Z tyłu. Silny, gruby, bez płaszcza. Ale miał kapelusz! I pomyśleć, że on tu był przez cały czas!
— Przypuszcza pan, że to — on? Ale jak mógł on wejść do mieszkania Louby, gdy okno było od wewnątrz zamknięte?
— Nie wiem — odrzekł Trainor krótko. Ale zastanawiał się, czy Miller faktycznie wpadł w ich pościg tak niewinnie, jak się to wydawało. Gdyż pozostawał fakt niezbity, że jeśli morderca miał wspólnika, to wspólnikiem tym był tylko Miller —
Przełknąwszy zmartwienie, Trainor dalej badał mieszkanie, szczególnie skrzynkę na listy. Nie było w niej listów, ale końcami palców wyczuł nie zupełnie gładką powierzchnię, gdy szukał, czy niema listu gdzieś na dnie. Wyjął rękę z zaciśniętemi palcami.
— Okruszyny! — rzekł, strzepując je na dłoń drugiej ręki.
— Pożywienie dostawał przez tę skrzynkę? — zapytał doktór.
— Tak wygląda. Ale dlaczego przez skrzynkę?
Wszedł Miller i ciekawie rozglądał się.
— Ten mały człowiek wie coś o tem — rzekł Trainor. — W każdym razie pilnujemy go.
— Czy był pan u niego?