Strona:PL Edgar Wallace - Tajemnicza kula.pdf/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Doktór krzyknął, zatoczył się pod ciosem da Costy, ale szybko odzyskał przytomność i chwycił poły surduta uciekającego. Stracił jednak równowagę, potknąwszy się o podniesiony róg jakiegoś dywanu, i da Costa uciekł.
Trainor i pomocnik wpadli do pokoju i ujrzeli jeszcze znikającego da Costę. Doktór odepchnięty przez Trainora, znów stracił równowagę.
Zanim zorjentowali się i wyskoczyli przez okno, da Costa dostał się już na dolne piętro i z zadziwiającą zgrabnością zeszedł po drabinie. Sygnał zadzwonił, gdy doszli do okien drugiego piętra. Miller wyskoczył przerażony.
— Z drogi! — ryknął Trainor, odtrącając go. Wpadł on pod biegnącego pomocnika, który odepchnął go też tak, że Miller odbił się znów o Trainora. — Niech cię jasne pioruny! — zaklął Trainor i prawie że ześliznął się po drabinie.
Na dole chwycił go silnie zadyszany portjer hallu.
— Puść, ty ośle — krzyczał Trainor, oswobadzając się.
— Przepraszam, ale sygnał zadzwonił — sapał człowiek.
— My tego nie słyszeliśmy! — zawołał Trainor z gryzącą ironją, rzucając się ku bramie.
Pędzili w rozmaitych kierunkach, a pomocnik gwizdał co sił, ale mgła sprzyjała zbiegowi.
Da Costa, mijał właśnie policjanta, gdy rozległ się pierwszy gwizd. Stanął, nadsłuchując z natężeniem.
— Coś się stało! — zawołał.
— Widział pan kogoś? ktoś uciekał? — pytał policjant.
— Nie, tędy nie.
Policjant popędził.
— Możnaby sądzić, że ta mgła była specjalnie zamówiona przez mordercę! — rzekł Trainor. — Widział go pan?