Strona:PL Edgar Wallace - Tajemnicza kula.pdf/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie będę musiał szukać daleko — rzekł — więc niech pan będzie przygotowany na nagłe zdarzenie. Wszystkie wyjścia zaryglowane od wewnątrz, mówią same za siebie, — niechże doktór spojrzy — wskazał na stół — po świeżości okruszyn można odgadnąć niedawny posiłek.
Widoczne było, że ktoś niedawno posilał się tutaj.
Trainor położył rękę na naczynie od kawy.
— Gorąca jeszcze! — zawołał ze wzruszeniem w głosie.
— Proszę zaświecić wszystkie światła!
Dzień był dosyć mglisty.
Przeszedł do sypialni.
— W łóżku tem spano! — zawołał i ostrożnie otworzył szafę. Popatrzał pod łóżko.
Przeszedłszy do drugiego pokoju, nie znalazł tam nikogo. Wszedł do kuchni i ujrzał brudne talerze i pustą puszkę z sardynek. Wyszedł, a pomocnik wskazał mu na wielką szafę. Zdawało się to być ostatniem możliwem miejscem ukrycia. Trainor skinął i podeszli, by otworzyć.
W jadalni nie zwrócił uwagi na szeroki i głęboki fotel w najciemniejszym kącie pokoju. Gdyby znał da Costę, to tem pewniej przeoczyłby to. Jednak mimo swej wielkości, da Costa wcisnął się pod niego. Co więcej, pod ramieniem trzymał zduszony kapelusz. Chociaż był zbyt przerażony, by myśleć o odryglowaniu i przez to zachwiać pewność, że mieszkanie to jest zajęte, pamiętał jednak o tem, że pośpiech dla człowieka bez kapelusza i bez płaszcza w zimowy dzień oznacza klęskę. Gdyby mu się udało uciec, to bał się rozpaczliwie, by nie zapomnieć kapelusza.
Spojrzawszy po pokoju, doktór podszedł ku oknu, patrząc na zgęszczającą się mgłę.
Da Costa nie tracił czasu. Wysunął się, stanął i z oczyma wlepionemi w doktora, włożył kapelusz i skoczył do okna.