Strona:PL Edgar Wallace - Tajemnicza kula.pdf/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Trainor zwrócił się do Weldrake.
— Muszę pana poprosić, by wszedł pan ze mną na parę minut. Pilnuję mieszkania Louby i interesują mnie wszyscy goście Braymore House.
— Zapewniam pana — to omyłka. Jest taka mgła, że ten budynek wziąłem za inny.
— Więc omylił się pan już kilka razy — zauważył liftboy.
Mały człowiek patrzał na schody, jakby wypatrywał sposobności ucieczki, ale trzymano go silnie i czujnie uważano.
— Bardzo dobrze — rzekł zmierzając ku drzwiom mieszkania — ale panowie się całkiem mylicie.
— Czy przypadkiem nazwisko pana nie brzmi Weldrake — zapytał Trainor tonem pełnym nadziei, przypatrując się tej malej skromnej postaci stojącej przed nim, gdy znaleźli się w pracowni.
— Tak... tak się nazywam — przyznał mały człowiek.
— Ale wie pan, naprawdę nie ma powodu, dla którego mnie szukacie. Ja nie uczyniłem nic, poza ofiarowaniem schronienia młodemu człowiekowi, o którego niewinności byłem przekonany.
Od początku jedno ramię trzymał niezgrabnie, starając się odwrócić od tego uwagę. Ale było teraz jasne, że trzymał coś pod płaszczem. Trainor na razie nie zwracał na to uwagi.
— A, dlatego przyszedł pan do miss Martin!
— Nie wolno panu zapominać, że wówczas nie był on jeszcze zaaresztowany.
— Nie. Ale dlaczego uciekł pan wtedy, gdy zaaresztowaliśmy go?
— Jakiż pożytek mielibyście wtedy ze mnie?
— Może dlatego, że pan wiedział, że ja pragnę wiedzieć, dlaczego znajdował się pan przed budynkiem w noc morderstwa?