Strona:PL Edgar Wallace - Tajemnicza kula.pdf/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Przy przeszukaniu jego pokoików również nic nie znaleziono. Niewiadomo było nawet, kim i czem jest. Wypytywania się nie dały nic ponadto, że jest to spokojny, solidny gentleman, od dłuższego czasu zajmujący już to mieszkanie.
— W jaki sposób spotkała się pani z nim, miss Martin? — spytał Trainor odwiedzając ją wieczór po zaaresztowaniu.
— Był tu dziś rano i powiedział, że chciałby pomóc Frankowi.
— Czy skrystalizował ten plan pomocy?
Przyzwyczaiła się już do jego pytań i nie zawahała się.
— Nie — odrzekła. Nie mogła zapomnieć, że człowiek ten chciał ukryć Franka!
— Jak uzasadnił tę pomoc dla obcego człowieka?
— Uważał, że śmierć Louby nie powinna być powodem cierpień dla niewinnych ludzi.
— Więc nie sympatyzował z Loubą?
— Nie powiedział tego. Był spokojny — taki mały człowieczek. To wydaje się niemożliwe, by on był w to wmieszany. Mr. Louba mógłby go połknąć.
— Jeżeli był przed domem — to może stał na straży, podczas gdy drugi był wewnątrz!
— No — on nie próbował wcale ostrzegać mnie, gdy tam byłam. Rozmawiał ze mną i zdawał się nie pragnąć, bym się szybko usunęła.
— Dlaczego więc uciekł dziś rano?
— Być może — odrzekła z goryczą — że widząc aresztowanie jednego niewinnego człowieka, sądził, że żaden niewinny nie jest pewny w promieniu mili.
— No — rzekł Trainor wstając do wyjścia — to dlatego, że mr. Leamington był bliżej niż o milę i nie możemy pozwolić sobie na dalsze zawikłania.