Strona:PL Edgar Wallace - Tajemnicza kula.pdf/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Louba ukłonił się gościom, a górne światła odbijały się w jego gładkich, czarnych włosach.
— Tysiąckrotnie przepraszam — rzekł — nie możemy mieć najlepszej imprezy bez rywali!
Właśnie miał odejść, gdy zbliżył się do niego Hurley Brown.
— O, kapitan Hurley Brown? — Louba ukłonił się z kpiącą przesadą. — To bardzo uprzejmie, panie kapitanie. Nieczęsto mam przyjemność widzenia pana tutaj, chociaż... pański młody przyjaciel, porucznik Weldrake, jest tu częstym gościem.
— Już nim nie będzie — odrzekł kapitan ponuro.
— Nie? — Louba zaśmiał się łagodnie. — Zobaczymy! Zdaje mi się, że próbował go pan powstrzymać już dawniej, ale — chyba, że pamięć mi nie dopisuje — bez wielkiego sukcesu — co?
— Tym razem uda mi się. Obiecuję to panu!
— Naprawdę? No więc — wzruszył ramionami — jeśli tylko przedtem załatwi wszystko jak gentleman, to nie będę żałował. Opuszcza więc nas?
— Już nas opuścił. I pan nas wnet opuści! Opuści nas pan, Louba, choćbym miał ci uwiązać kamień na szyi i wrzucić cię do morza!
— Co pan ma na myśli mówiąc, że on nas opuścił? Nie uregulował swych zobowiązań! Zaledwo przed godziną przypomniałem mu całą tę historję — o oficerach angielskich, o gentlemanach...
— Louba! — rzekł Hurley Brown bardzo zniżonym głosem: — Nie wiem naprawdę, jak mogę jeszcze opanować swe ręce!
— Może dlatego, że wie pan, iż kazałbym pana wyrzucić, gdyby pan podniósł jeden palec na mnie, drogi przyjacielu!