Strona:PL Edgar Wallace - Tajemnicza kula.pdf/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie mogę. Dałem słowo.
— O Frank! — Jej pragnienie ucieczki wzrosło, gdy widziała już jej niemożliwość. — Życie twoje może od tego zależeć. A ten mały człowiek powiedział, że onby ciebie ukrył, gdybyś się bał opuścić kraj
— Jaki mały człowiek? — zapytał ostro.
— Ten, o którym opowiadałam ci wczoraj w nocy — stał przed domem... Dziś przyszedł odwiedzić mnie.. —
— Kto to taki? Mówił ze mną zeszłej nocy — wiedział, zdaje mi się, że Louba nie żyje. Dlaczego chce on mnie ukrywać?
— Nie chce, by ktoś cierpiał za śmierć Louby. Uważa, że nie był on wart tego.
— Czy to jego jedyny powód? Czy dał ci adres?
— Tak. Pójdziesz tam?
— Muszę tu pozostać, gdzie mnie każdej chwili mogą znaleźć. Ale nim może się zainteresować policja.
— O, nie myślisz chyba, że to on uczynił!
— Nie wiem. Wiem tylko, że ja nie uczyniłem tego, a on wygląda na wmieszanego w to. Jeżeli jest niewinny, to mu się nic nie stanie, jeżeli odpowie na kilka pytań.
— Ale nawet jeśli jest niewinny, mógłby się narazić za to, że cię chciał ukrywać!
— O tem nie potrzeba wspominać. Napiszę do Browna i on pomówi z nim spokojnie i znajdzie, czego będzie potrzebował, nie krzywdząc go, jeżeli rzeczywiście z nim wszystko w porządku. Nie pytałaś się, co o tem wiedział?
— Niełatwo uzyskać od niego jakąś definitywną odpowiedź.
— Masz tu adres jego?
— Nie mam. Przypominam sobie, że położyłam go, chcąc go włożyć do torebki, ale zapomniałam. Będzie tam, gdzie zostawiłam. Pójdę i przyniosę. Czy nie możesz pójść ze mną?