Strona:PL Edgar Wallace - Tajemnicza kula.pdf/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nie potrzebowała, by jej o tem przypominano...
Ponad wszystko pragnęła wiedzieć, że Frank jest poza niebezpieczeństwem i wahała się tylko dlatego, że wiedziała, że ucieczka mogłaby się okazać więcej zgubną dla niego, aniżeli stawianie czoła niebezpieczeństwu.
— Pójdę zobaczyć się z nim w każdym razie — rzekła wkońcu wstając.
— To dobrze! — rzekł wstając zadowolony. — Czy mam zostawić pani adres, tylko w razie, gdyby nie chciał opuścić kraju —
— No dobrze, niech pan zostawi, dziękuję — rzekła i ujęła skrawek papieru, który jej podał.
— Pani nie będzie traciła czasu, prawda? To byłoby nierozsądnie... Dowidzenia — i mam nadzieję, że uda się go nakłonić do wyjazdu. Dowidzenia!...
Ukłonił się i wyszedł.
Udała się do domu Franka i zastała go siedzącego przed ogniem, w zamyśleniu przyglądającego się swym wyciągniętym nogom.
— Co się stało? — zawołał wstając szybko na jej widok.
— Frank! Widziałeś Loubę zamordowanego — wczoraj w nocy... Krew była na twojem ubraniu. Dotknęłam się ciebie i zabrałam krew na moje rękawiczki. I ty powiedziałeś im o tem!
— Powiedziałem im wszystko. Nie zabiłem Louby. Lepiej powiedzieć prawdę. Tak mi przykro, Beryl, że wmieszałem ciebie w to, i tak ci jestem wdzięczny za —
— O, nie mów o mnie. Chcę, byś wyjechał, Frank. Twoi przyjaciele mogą ci uwierzyć, ale tamci nie uwierzą bez dowodów. Jeśli nie znajdą prawdziwego mordercy, to ty będziesz cierpiał. To zbyt ryzykowne, Frank! Uciekaj póki możesz. Jeśli twoja niewinność nie zostanie udowodniona — pozostanie ci przynajmniej życie i przyjaciele...