Strona:PL Edgar Wallace - Tajemnicza kula.pdf/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mu niewinności, lepiej, by pani żyła z nim szczęśliwie w jakiejś odległej miejscowości, niż by go tu powieszono.
— Niech pan przestanie! — spojrzała na niego prawie nienawistnie. — Jak może pan używać takiego słowa!
— No, tak się stanie, jeśli udowodnią mu winę. A to byłoby szkoda. Louba był bardzo złym człowiekiem — wstyd, by ktoś cierpiał z powodu jego śmierci!
— On by nie mógł uciec, gdyby nawet chciał. Nie zdaje mi się... Gdy tylko dowiedzą się, że niema go, otoczą koleje i statki —
— Może przyjść do mnie — rzekł mały człowiek. — Mam mieszkanko w Balham na samym szczycie budynku. Mógłby tam być i niktby nie wiedział, a gdy zapadnie ciemność, mógłby wyjść na dach, by odetchnąć powietrzem. Zdaje mi się, że mógłby wyjechać z kraju dzisiaj, gdyby to natychmiast uczynił — ale jeżeli nie chce ryzykować, mógłbym go przechować u siebie bezpiecznie! Sądzę po sobie — są rzędy i rzędy malutkich mieszkań i nie wiemy, kto mieszka obok.
Spojrzała nań podejrzliwie.
— Dlaczego tak dba pan o niego — zapytała — i dlaczego narażać się na przechowywanie go?
— Ponieważ nie chciałbym, by cierpiał za to... aby oskarżono go o zabicie Louby... Louba nie zasługiwał na to. Ktokolwiek go zabił, był dobroczyńcą społecznym i chciałbym mu dopomóc.
— Ale Frank Leamington nie ma prawa do pańskiej wdzięczności, ponieważ on nie zabił Louby!
— A więc pragnę bardziej niż kiedykolwiek uratować jeszcze jedną osobę, by nie padła ofiarą tego złego człowieka! Czy nie zechce pani pójść do niego i namówić go do ucieczki? Jeżeli pani nie pójdzie natychmiast, to może być zapóźno i nie naprawi tego pokuta całego życia.