Strona:PL Edgar Wallace - Tajemnicza kula.pdf/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Gdzie byliście? Nie zauważyłem. Przeglądnąłem rozkład pociągów w razie, gdyby mi udowodniono włamanie i gdybym musiał uciekać. To była rzecz, która mnie najwięcej martwiła. Uciec — znaczyło przyznać się do winy. Obowiązkiem moim było, zawiadomić policję, co widziałem lub wziąć portjera do spisku. Czekałem godzinami, nie mogąc się zdecydować. Widziałem doktora — szkoda, że nie przemówiłem do niego. Potem widziałem policjantów i pana z Wardenem. Byłem zrozpaczony. Chciałem wiedzieć, co się dzieje — co sądzicie — kogo podejrzewacie — i jak szaleniec znów wszedłem do ogrodu. Widziałem, jak ktoś schodził i wychodził, potem jakiś policjant przeszedł tuż koło mego ukrycia — potem spuściłem drabinę. To była rzecz szaleńcza, ale odgłos kroków oddalającego się policjanta zachęcił mnie do tego. Zaledwo doszedłem do pierwszego piętra, gdy ktoś zaczął schodzić — zeskoczyłem. To cała moja historja.
— Nikogo innego nie widział pan koło wyjścia w razie ognia?
— Nikogo.
— Gdy był pan w mieszkaniu, czy popatrzył pan do pokoju, który wychodzi z pracowni, gdzie zostało popełnione morderstwo?
— Nie.
Brown podszedł do okna i wyglądnął.
— Czy widział pan papier — kartkę papieru z jedną literą — literą „P“? — zapytał, nie odwracając się.
Frank odrzekł:
— Nie. Widziałem tylko dwa przewrócone krzesła i pęczek listów na podłodze, tuż koło stołu. Sądziłem, że są to kwity Beryl, ale były to listy od jakiejś kobiety, skarżącej się na swego męża, jak mi się zdaje.
— Listy? — Brown i Trainor wymówili razem to słowo.