Strona:PL Edgar Wallace - Rada sprawiedliwych.pdf/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„Nie, nie“! zawołał zmieszany Mr. Falmoth. „Przyznaję, że popełniłem bardzo wiele niedorzeczności“, rzekł tamten, śmiejąc się znowu; „poprostu tkwi to widocznie w naszej krwi; kuzyn mój....“.
„Zapewniam Waszą Wysokość“, przerwał Falmoth z zapałem, „że nie ośmieliłbym się myśleć o takich rzeczach. Mówiono tylko cośniecoś o socjalistycznych poglądach Waszej Wysokości, lecz to, oczywiście...“.
„... jest najzupełniejszą prawdą“, dokończył książę chłodno. Zwrócił się potem do tajemniczego otworu w podłodze. „Co pan myśli o tem? Czy ma pan jakieś podejrzenie“? zapytał.
Detektyw skinął głową potakująco.
„Nietylko podejrzenie, ale pewność. Widzieliśmy się przecież z Jessenem i nici całej tej historji mamy teraz w rękach“.
„Co pan zamierza czynić“?
„Nic“, odparł detektyw ze spokojem. „Należy czekać cierpliwie, dopóki nie położy się Czterech Sprawiedliwych na obydwie łopatki“.
„A sam sposób zabójstwa“?
„I to trzeba trzymać w tajemnicy“, odparł Falmoth z przejęciem.
Rozmowa ta była jakgdyby zaczątkiem dalszego śledztwa, do którego wzięła się policja.
W biurze komendy zebrało się kilku wyższych dygnitarzy policyjnych: mieli postanowić jak należy postępować dalej. Nie brakło tu również dziennikarzy, którzy zapisywali skrupulatnie każde słowo, rzucone przez któregoś z urzędników. Wresz-