Strona:PL Edgar Wallace - Rada sprawiedliwych.pdf/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

również na jej twarzy, lecz nie dostrzegł na niej ani odrobiny dla siebie litości.
„...ogłoszono wyrok śmierci“, zakończył Stark przyciszonym głosem, „a misję tę mnie powierzono“.
Zręcznym ruchem rzucił Stark zatruty sztylet.
„Przeklinam was...“ jęknął Bartholomew i runął u kolan Francois.
Stark spojrzał na Damę z Gratzu.
„Oto jest prawo“, wyszeptał, lecz ona milczała, a tylko oczy jej zawisły na zwiniętej w kłębek u nóg jej postaci zdrajcy.
„Musimy pójść stąd“, wyszeptał Stark.
Drżał teraz z dziwnego podniecenia, bowiem zabijanie ludzi było dlań rzeczą zupełnie nową.
„Kto mieszka w sąsiednim lokalu“?
„Jakiś student chemji“, odparła obojętnie.
Głos jej zimny zwrócił uwagę Starka, który przerwał prowadzoną szeptem rozmowę z Francois.
„Spokoju, spokoju“, szepnął błagalnym głosem.
Podsunął się do leżących zwłok, wyjął tkwiący w piersi zabitego sztylet i ukrył ciało za zwisającą u drzwi kotarą. Następnie zbliżył się do drzwi i, trzymając rękę na klamce, skinął na tamtych. Zdawało mu się przez chwilę, że ktoś z zewnątrz przytrzymuje drzwi i istotnie po chwili na progu ukazał się wysoki mężczyzna.
Dzięki zasuniętym roletom w pokoju panował półmrok, przybysz więc stojący w uchylnych drzwiach, mógł widzieć zaledwie nikłe syl-