Strona:PL Edgar Wallace - Rada sprawiedliwych.pdf/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wszystkich stron, instynktownie jednak przeczuwał, że do pojedynku nie dojdzie, a przynajmniej nie dojdzie do strzałów rewolwerowych. Najbardziej obawiał się sztyletu, owego sławetnego śmiercionośnego narzędzia partji Stu Czerwonych, który niejednego już zdrajcę usunął ze świata. Kurczowym ruchem chwycił poręcz stojącego tuż przy nim krzesła. Ach, gdyby mógł nieznacznie podsunąć się do drzwi i umknąć stąd, bowiem o pokonaniu Starka nie było mowy.
„Zdradziłeś nas pan przed Czterema Sprawiedliwymi. Nie mielibyśmy o tem pojęcia, gdyby nie to, że jednocześnie wydałeś pan nas ambasadzie. Przesłaliśmy panu wiadomość o zamierzonym zamachu na Bank Angielski i okazało się, że Bank był strzeżony przez Czterech Sprawiedliwych. Również i zamach na ambasadę nie udał się: widocznie i ambasada i Czterej Sprawiedliwi zostali zawiadomieni przez pana“.
Bartholomew zacisnął mocniej pałce na poręczy krzesła. Zdawał sobie dokładnie sprawę, że stanął oko w oko z śmiercią i ogarnął go paniczny lęk.
„Wczoraj w nocy“, ciągnął dalej Stark ze spokojem, „odbyło się potajemne zebranie Naczelnego Komitetu, na którem odczytane zostało z listy pańskie nazwisko“.
Wargi Bartholomewa posiniały.
„Rada orzekła jednogłośnie...“ Stark zamilkł, spoglądając na Damę z Gratzu. Stała nieruchomo z wzrokiem, utkwionym gdzieś w daleką przestrzeń. Jednocześnie wzrok Bartholomewa zatrzymał się