Strona:PL Edgar Wallace - Rada sprawiedliwych.pdf/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„Mary, czy pani sama się nie orjentuje? Przecież ta cała praca dotychczasowa jest absolutnie dla pani nieodpowiednia. Jest pani stworzona dla miłości i dla mnie“. Ujął małą rączkę, której mu nie broniła, lecz pytający jej wzrok nie ustępował z jego twarzy.
„Ale dlaczego“? zapytała znowu, „i jak? Ja przecież pana nie kocham i prawdopodobnie nigdy nie pokocham żadnego mężczyzny. Zresztą, i mnie i pana czeka praca; czy wolno nam tyle ważnych spraw pozostawić tutaj. A towarzysze pańscy....“.
Zadrżał na całem ciele i wypuścił dłoń jej z uścisku. Przez chwilę stał nad nią, patrząc uporczywie w piękne jej oczy.
„Praca — towarzysze! zawołał ze śmiechem ironicznym. „Czy przypuszcza pani, że zamierzam i nadal nadstawiać karku?“
Nie słyszał jak drzwi się cicho otwarły i dwaj mężczyźni weszli do pokoju.
„Czy pani zupełnie oszalała“? zapytał brutalnie. „Czy nie widzi pani, że nasza misja jest już skończona? że Czterej Sprawiedliwi z każdym dniem są pewniejsi zwycięstwa nad nami? Zgniotą nas jednym ruchem ręki. Wiedzą o nas wszystko, a nawet wie o nas wszystko książę Eskurialu. Tak, przeraża to panią, a jednak, to jest prawda: o każdem słowie które mówię w tej chwili do pani, oni wiedzą“.
„Jeżeli to ma być prawdą“, szepnęła, „to musi być między nami jakiś zdrajca“.
Machnął obojętnie ręką na znak zupełnej nieświadomości.