Strona:PL Edgar Wallace - Rada sprawiedliwych.pdf/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

...nie wierzę w tę całą historję z Grondovitchem, lecz ambasada i komenda powinny o tem wiedzieć. Kiedy ma pan zamiar wyjechać“?
„Jak tylko będę mógł“, odparł Bartholomew.
Kelner strzepywał ze stolika popiół, który spad! z cygara Bartholomewa.
„A Dama z Gratzu“? zapytał.
Bartholomew uczynił gest wątpliwości.
„Dlaczego nie“, rzekł kelner, spoglądając w zamyśleniu przez okno; „dlaczego nie miałby pan jej wziąść z sobą“?
Właściwie myśl ta oddawna już kiełkowała w głowie Bartholomewa, nigdy jednak, nawet przed sobą samym, nie wypowiadał jej głośno.
„Ona jest bardzo piękna i zdaje mi się, że jest wyjątkowo pańskim typem. Mówiąc szczerze, bylibyśmy bardzo zadowoleni, gdyby wyjechała stąd, albo też gdybyśmy mogli ją ujrzeć martwą“.
Dla orjentacji czytelników muszę na tem miejscu dodać, że owym kelnerem był Menszikof, niegdyś prawa ręka komendanta tajnej policji, obecnie zacięty wróg partji Stu Czerwonych.
Bartholomew zapłacił szybko i wstał ostentacyjnie z miejsca. Przyszło mu w tej chwili na myśl, że Menszikof był uważany za miljonera.
„Chciałem panu wydać reszty z tego, co mi pan kazał zmienić“, rzekł Menszikof ze spokojem, wręczając Bartholomewowi kilka srebrnych monet i dodając do tego kilka stufuntowych banknotów. Bartholomew wsunął pieniądze do kieszeni.
„Do widzenia“, zawołał głośno.