Strona:PL Edgar Wallace - Rada sprawiedliwych.pdf/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zanim jeszcze zostanę zaufanym agentem panów, czy mogę ujrzeć twarze moich chlebodawców“?
Dosłyszał lekceważenie w śmiechu Manfreda.
„Wstęp ten był zupełnie niepotrzebny“, rzekł chłodno Manfred. „Powinien pan zrozumieć, że nie mamy zamiaru wtajemniczać pana w nasze sprawy. Interes nasz polega na wtajemniczeniu naszem w sprawy pańskie“.“
„Lecz cośkolwiek muszę przecież wiedzieć“, rzekł Bartholomew uparcie. „Co mam właściwie czynić, jakie będą moje obowiązki i ile mi panowie za to zapłacą“?
„Zapłatę dostanie pan wówczas, gdy wypełni pan nasze polecenie“.
Manfred sięgnął do stolika, który stał — tuż obok i nagle pokój pogrążył się w ciemnościach. Bartholomew zachwiał się nagle i ogarnął go lęk, którego sam sobie nie umiał wytłumaczyć.
„Proszę się nie obawiać“, rzekł doń ktoś wśród ciemności“.
„Co to ma znaczyć“? zawołał Bartholomew i postąpił krok naprzód.
Uczuł że podłoga się pod nim załamuje. Chciał cofnąć się wtył, lecz stracił już równowagę i począł spadać coraz niżej i niżej...
„Obudź się pan“.
Ktoś szarpał go silnie za ramię, a on, zbudziwszy się, uczuł w kościach przejmujące zimno i chłodny wiatr na twarzy.
Drżąc na całem ciele, otworzył oczy.
Dostrzegł przed sobą żelazną balustradę i chod-