Strona:PL Edgar Wallace - Rada sprawiedliwych.pdf/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„Jeżeli zdecydował pan czerwone“, ciągnął tajemniczy nieznajomy, „to zechce pan wsiąść łaskawie do tego samochodu“.
„A jeżeli zdecydowałem czarne“? zapytał Bartholomew z wahaniem.
„Sądząc z wszelkich danych“, rzekł nieznajomy z zupełnym spokojem, „mój pan jest zdania, że dla własnego bezpieczeństwa będzie musiał pana unieszkodliwić“.
W głosie nieznajomego nie było ani odrobiny podniecenia, a z słów jego wiało niezwykłym chłodem. Bartholomew dostrzegł w jego ręku przedmiot jakiś, który połyskiwał w świetle ulicznej latarni.
„A zatem decyduję się na czerwone“, wyrzekł chrapliwym głosem.
Nieznajomy skłonił się głęboko i otworzył drzwiczki samochodu.
Bartholomew odzyskał dawną pewność siebie, gdy stanął w obliczu tych ludzi. Wołał to, aniżeli wymówki Naczelnego Komitetu. Czterej mężczyźni zebrani w pokoju, byli w strojach wieczorowych, a twarze ich ukrywały czarne maski. Bartholomew miał wrażenie, że jeden z nich nosił długą brodę, ale i tego nie był zupełnie pewny. Ten właśnie mówił najwięcej ze wszystkich.
„Rozumiem“, rzekł łagodnie, „dlaczego pan wybrał czerwone“.
„Zdaje się, że panowie wogóle dokładnie są wtajemniczeni w moje prywatne sprawy“, odparł Bartholomew.