Strona:PL Edgar Wallace - Rada sprawiedliwych.pdf/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

do interesu. Żeby chociaż nieznacznie wspomnieli coś o jakiemśkolwiek spotkaniu, podczas którego możnaby było cala sprawę załatwić.
Siedząc teraz w czytelni Nocnego Klubu, Bartholomew przeglądał w roztargnieniu ostatnie pisma. Jakiś jegomość w wieczorowym stroju podszedł doń, pytając, czy przejrzał już jeden z londyńskich tygodników, na co oczywiście Bartholomew odparł obojętnie, że nie ma zamiaru czytać więcej, poczem zawołał kelnera klubowego, polecając przynieść sobie whisky i syfon sodowej wody dla otrzeźwienia.
Jegomość w wieczorowym stroju wrócił po chwili, odkładając na miejsce ów londyński tygodnik; zwrócił się przytem grzecznie do Bartholomewa:
„Bardzo mi przykro, że przerwałem panu czytanie, ale wiadomość w tygodniku tym była dla mnie nader ważna“.
Bartholomew przyjrzał się jegomościowi uważnie i doszedł do wniosku, że twarz jego była mu dziwnie znajoma.
„Czy nie spotkałem już pana kiedyś”? zapytał.
Nieznajomy wzruszył ramionami.
„Przeważnie zapomina się twarze, które się raz w życiu widziało”, uśmiechnął się. „I ja mam wrażenie, że znam pana, lecz nie mogę sobie przypomnieć, gdzie pana widziałem”.
Właściwie nietylko twarz, ale i głos przypominał Bartholomewowi jakiś epilog z przeszłości.
„Nie jest Anglikiem”, myślał Batholomew