Strona:PL Edgar Wallace - Rada sprawiedliwych.pdf/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czył brwi Bartholomew, ujmując w drżące palce czerwone ziarnko grochu. Obracał je długo, jak — gdyby pragnąc odwlec chwilę wyjaśnienia. Czyż wyjaśnienia były możliwe w obecności sześciu par oczu, utkwionych ciekawie w jego twarzy? Z drugiej znów strony — wahanie mogło przemówić na jego niekorzyść. Należało więc zmienić tę historję.
„Przed wielu laty“, zaczął, starając się powstrzymać drżenie głosu, „byłem członkiem takiej, jak nasza organizacji... i znalazł się między nami zdrajca“. Historja ta wydawała mu się w tej chwili tak naturalną, że wszelki lęk go opuścił. „Zdrajca ów został zdemaskowany i głosowaliśmy za jego usunięciem. Okazało się, że jednakowa ilość głosów padła na życie i jednakowa na śmierć. Przewodniczący podał wniosek. Położono na stole dwa ziarnka grochu: czerwone ziarnko oznaczało życie, czarne zaś śmierć.... Wyobraźcie sobie, panowie, że ja wyciągnąłem czarne ziarnko, skazując tem samem na śmierć tego człowieka“.
Przez chwilę Bartholomew spoglądał po zebranych, jakgyby pragnąc dostrzec, czy historja jego uczyniła na kimś jakieśkolwiek wrażenie. Stark siedział w milczeniu, oglądając uważnie czerwone ziarnko grochu.
„Z tego wszystkiego sądzę, że po owym fakcie mam mnóstwo wrogów, którzy prawdopodobnie w pragnieniu zemsty, przysłali mi ten upominek“. Odetchnął swobodniej, nie zwracając już uwagi na zachmurzone oblicza siedzących przed nim członków Naczelnego Komitetu.
„A tysiąc funtów“? zapytał Stark spokojnie.