Strona:PL Edgar Wallace - Rada sprawiedliwych.pdf/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Mr. Lang, mogliby oni prędzej zwrócić się o pomoc do pana, niż do nas. Czyż to niemożliwe?“
I znowu Jessen i Charles zamienili z sobą porozumiewawcze spojrzenia; w oczach dzienikarza zabłysły tajemnicze światełka.
Może istotnie zwrócą się oni do Jessena! jakżeby to było cudownie! Przecież wiadomo wszystkim, że przed jakimś wielkim zamachem w Południowej Ameryce, przyszli oni do człowieka takiego, jak Jessen. Zagłębiony w swych myślach, Charles nie zwracał uwagi na mówiącego jeszcze Jessena, który, stojąc już u drzwi, naciągał na siebie płaszcz. W czynności tej pomagało mu kilku członków Bractwa.
Gdy obadwaj z Garrettem opuścili salę i znaleźli się już na dole, dziennikarz zwrócił się do swego towarzysza:
„Czy to możliwe, żeby oni przyszli do pana?...“ Jessen potrząsnął przecząco głową.
„Prawie, że niemożliwe“, odparł; „rzadko kiedy korzystają z jakiejśkolwiek zewnętrznej pomocy“.
Resztę drogi przebyli w milczeniu. U drzwi domu Jessena, Charles wyciągnął dłoń, na pożegnanie.
„Jeżeli jednak się zjawią...“ rzekł.
Jessen zaśmiał się głośno.
„Wówczas dam panu znać“, szepnął ironicznie. Wszedł do wnętrza domu i Charles przez chwilę jeszcze słyszał zgrzyt zamykanych zamków i łańcuchów.

W dwadzieścia cztery godziny potem, we