Strona:PL Edgar Wallace - Rada sprawiedliwych.pdf/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dowe nazwisko Long, wypowiedziane u bramy domu, zmieniło się teraz na bardziej intymne Jessen.
„Więcej winien jestem panu, niż pan mnie,“ rzekł gospodarz poważnie. „Naprowadził mnie pan na ślad. Przypomina pan sobie ów ranek? Jeżeli pan zapomniał, to ja pamiętam doskonale“.
„I ja pamiętam, Jessen,“ rzekł reporter spokojnie, „i właśnie ten fakt utwierdza mnie w mniemaniu, że jest pan niezwykle porządnym człowiekiem.“
Tamten zbył komplement milczeniem.
„A teraz,“ zaczął znowu Charles „pragnę panu powiedzieć, poco tu przyszedłem. Otóż, mam zamiar wyśledzić tajemnicę Czterech Sprawiedliwych, o których, zdaje się, wie pan wszystko. Za wszelką cenę chciałbym się z nimi zetknąć bezpośrednio. Proszę nie myśleć, że posądzam pana, abyś miał z nimi coś wspólnego, albo też, aby mieli z nimi coś wspólnego ludzie, których pan zna.“
„Istotnie, nic nie mają,“ rzekł Jessen. „Czy chciałby pan jednak pójść do Bractwa?“
Charles zamyślił się przez chwilę.
„Tak“, odparł wolno, „to jest niezła myśl; a kiedy możnaby?“
„Nawet i dzisiaj wieczorem, jeżeli pan sobie życzy.“
„Niechaj będzie dzisiaj wieczorem,“ rzekł Charles.
Gospodarz wstał z miejsca i wyszedł z pokoju. Po chwili wrócił zupełnie już ubrany; nosił na sobie ciemny płaszcz, a szyję owinął czarnym szalem, co uwydatniało jeszcze bardziej ostre jego rysy.