Strona:PL Edgar Wallace - Rada sprawiedliwych.pdf/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Bowiem, po wyjściu reportera z gabinetu, na ustach szefa zaigrał ten sam półuśmiech, który można było zauważyć na twarzy Charlesa.
Po kilku minutach znalazł się Charles na. Fleet-street, gdzie zatrzymał się przez chwilę, poczem skinął na przejeżdżającego szofera.
„Dokąd mam jechać, si.r?“
„Stanmarino,“ odparł, lecz zanim jeszcze samochód zatrzymał się przed elegancką, restauracją. Garret zmienił swój plan i rzucił szoferowi głośny rozkaz przez okno:
„Presleystreet!“
Gdy mijali most Waterloo, przyszło Garrettowi na myśl, że samochód mógł zwrócić w tej dzielnicy czyjąś uwagę, to też zatrzymał automobil na rogu pierwszej przecznicy i pieszo już udał się w dalszą drogę.
Cała Presleystreet sprawiała wrażenie jednego wielkiego ogrodu, bowiem wszystkie jej domy udekorowane były kwitnącemi kwiatami, które w słońcu południowem tchnęły duszącą wonią. Charles zapukał do bramy, opatrzonej numerem 37. Po krótkiej chwili oczekiwania, usłyszał za bramą zbliżające się kroki i furtka uchyliła się nieco. W bramie panował mrok i Charles zaledwie mógł dostrzec otyłą postać mężczyzny, który w uchylonych drzwiach czekał na jakieśkolwiek pytanie.
„Czy to Mr. Long?“ zapytał Charles.
„Tak,“ odparł mężczyzna.
Charles zaśmiał się głośno i widocznie po tym śmiechu poznał go otyły gospodarz, bowiem otworzył szerzej drzwi.