Strona:PL Edgar Wallace - Rada sprawiedliwych.pdf/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Poprzez otwarte drzwi można było widzieć biegającą w panicznym przestrachu służbę.
„Pozwólcie mi, panowie, zamknąć drzwi,“ odezwał się zamaskowany nieznajomy i, podchodząc do progu, dotknął ręką swej twarzy, jakgdyby uwalniając ją od przykrywającej maski. Nim ktośkolwiek z obecnych zdołał się zorjentować nieznajomego w sali już nie było. Przewodniczący porwał się z miejsca.
„Zatrzymać tego człowieka!“ zawołał. Lecz w tej samej chwili dłoń młodego księcia spoczęła na jego ramieniu.
„Wasza Ekscelencjo! Proszę pozwolić zorjentować się w całej tej sytuacji. Trudno posądzać tego człowieka o udział w zamachu. Pójdźmy i zobaczmy lepiej, co się tam dzieje“.
Pierwszy wybiegł na dziedziniec, gdzie policja uprzątała już miejsce zamachu.
Poznawszy angielskiego członka rady, inspektor policji grzecznie go powitał:
„Straszna eksplozja, sir,“ rzekł; „dwaj niewinni zabici i część hotelu zniszczona zupełnie.“
„Czy sprawca ujęty?“
Nim jeszcze inspektor zdołał odpowiedzieć, podbiegł jeden z młodszych oficerów policji i począł mówić z zapartym oddechem:
„Mam wrażenie, że to jest ten człowiek, który dokonał zamachu, lecz nie mogę pojąć, dlaczego leży zabity. Znaleziono przy nim worek z drugą bombą. Worek ten leżał tuż obok niego.“
Złożono ciało na noszach.