Strona:PL Edgar Wallace - Rada sprawiedliwych.pdf/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„Należy zmienić rząd! należy wprowadzić teror. Czyż może być inne wyjście z sytuacji?
„Tak.“
Wszyscy członkowie rady odwrócili się w tę stronę, skąd pochodził ów dziwny, przyciszony głos.“
„Kto to powiedział?“ zapytał przewodniczący z przerażeniem.
„Ja.“
Ujrzeli obcą jakąś postać, stojącą między oknem i krzesłem przewodniczącego. Postać okryta była długim płaszczem, który spadał aż ku ziemi. Głowę okry wał czarny kapelusz o szerokiem rondzie, a twarz nieznajomego od czoła, aż do podbródka przykryta była czarną maską. Stał bez ruchu, jakby czekając na coś.
W rękach, na które naciągnięte były również czarne rękawiczki, zebrani nie dostrzegli żadnej broni.
„Kim pan jesteś?“ zapytał twardo przewodniczący. „Jaki pan tu masz interes?“
„Wasza Ekscelencjo,“ rzekł zamaskowany z głębokim ukłonem, „kim jestem — wy powinniście siedzieć. Przed pięciu laty miałem zaszczyt uratować Waszą Ekscelencję od niechybnej śmierci.“
„Ach.“
„Przypomina pan sobie? Wasza Ekscelencja musi również pamiętać późniejsze nasze spotkanie.“
Przewodniczący wsparł się bezsilnie o poręcz fotelu.
„Więc pan jesteś jednym z Czterech Sprawiedliwych,“ wyjąkał. „Czegóż pan chcesz?”
„Niczego.“