Strona:PL Edgar Wallace - Rada sprawiedliwych.pdf/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Przez cały czas Falmoth obserwował twarze swych słuchaczy. Orjentował się doskonale, że połowa audytorjum nie rozumie go zupełnie i, że należałoby dla wszystkich niemal przemówienie to przetłumaczyć na różne języki świata.
Twarze, których szukał były dlań zasadniczo nieznane. Wierzył jedynie w swoją wyjątkowo rozwiniętą intuicję i spostrzegawczość, która miała mu wskazać tego, którego szukał w tej chwili.
Policja londyńska nigdy nie widziała owych poszukiwanych już przez wszystkie policje świata ludzi, którzy się tytułowali Czterema Sprwiedliwymi. Oczywiście, ta nieświadomość policji utrudniała jeszcze akcję Falmotha.
Dwaj, czy trzej przywódcy partji Stu Czerwonych przybliżyli się do estrady, gdzie poczęli szeptać między sobą, gestykulując z ożywieniem. Jeden z nich zwrócił się wreszcie do Falmotha.
„Nie mamy nic wspólnego z tymi, których pan szuka,“ rzekł łamaną angielszczyzną. „Ludzie ci i nas usiłują teroryzować. Będziemy wam pomagać w odnalezieniu ich.“
„Doskonale!“ zawołał dedektyw, uderzony nagłym pomysłem, który mu przyszedł do głowy.
Przecież ci dwaj tajemniczy ludzie nie mogli umknąć z sali, bowiem wszystkie wejścia były strzeżone przez policję.
„Muszę sprawdzić tożsamość wszystkich osób, znajdujących się na sali w ten sposób, że każdy powie mi swoje nazwisko, a któryś z towarzyszów jego musi zaświadczyć, że istotnie osobnik ten tak się nazywa“.