Strona:PL Edgar Wallace - Rada sprawiedliwych.pdf/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tyw, ani towarzyszący mu policjanci nie zdołali dostrzec kto był sprawcą tego. Zamieszanie wzmogło się jeszcze bardziej. Zebrani na sali poczęli się cisnąć ku drzwiom w panicznem przerażeniu. Rozpaczliwe okrzyki niewiast i trzask łamanych krzeseł mieszały się z uspokajającym głosem detektywa.
„Odrobinę spokoju“! wrzeszczał Falmoth; „spokoju, na litość Boską! Brown, Curtis! Gdzie są wasze latarki?“
Kilka latarek ręcznych rozjaśniło mroki sali. Po chwili dopiero jeden z wyższych policjantów przypomniał sobie, że oprócz lamp elektrycznych widział w sali gazowy żyrandol. Świecąc sobie latarką, przesunął się w tę stronę, gdzie istotnie wisiał żyrandol i w kilka minut potem sala rozbłysła znowu dobroczynnem światłem. Zebrani uspokoili się natychmiast. Falmoth nie tracił ani sekudy czasu.
„Pilnować wejść!“ zawołał stanowczo; „należy uniemożliwić ucieczkę tym, których szukamy.“ Sprężystym krokiem przeszedł przez salę i w towarzystwie dwóch swych adjutantów wstąpił na estradę, zwracając się do audytorjum. Tuż obok stała Dama z Gratzu z pobladłą twarzą i rękami skrzyżowanemi na piersiach. Falmoth wzniósł wgórę rękę nakazując niemym ruchem spokój.
„Nigdy nie miałem nic przeciwko partji Stu Czerwonych,“ rzekł. „Według praw naszego kraju, wszelkie propagandy tego rodzaju są rzeczą zupełnie legalną. Przybyłem tu w celu aresztowania dwóch ludzi, którzy chcą przełamać prawa naszej ojczyzny. Ci dwaj ludzie są członkami organizacji, mianującej się „Klubem Czterech Sprawiedliwych.“