Strona:PL Edgar Wallace - Rada sprawiedliwych.pdf/228

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„Prawdopodobnie postawiono żołnierzy“, domyślił się i zapadł w głęboki sen.
Domysły jego były prawdziwe, bowiem o jedenastej przed północą, ze względu na obawę ucieczki więźnia, pół bataljonu żołnierzy przybyło do Chelmsford specjalnym pociągiem i obstawiło zwartym kordonem mury więzienne.
Kapelan postanowił zaatakować więźnia raz jeszcze, lecz spotkał się i tym razem z niemiłą odmową, niemiłą tem bardziej, że ksiądz szedł do celi Manfreda, z gorącem przeświadczeniem swego zwycięstwa.
„Nie chcę księdza widzieć“, wybuchnął Manfred. Był to pierwszy wybuch niecierpliwści, jaki Manfred uzewnętrznił w więzieniu.
„Nie wiem, co mam o panu myśleć“, załamał ręce kapelan, a głos Manfreda był dziwnie łagodny, gdy odpowiedział:
„Proszę z sądem swym zaczekać jeszcze parę godzin: potem zrozumie ksiądz wszystko“.
Do dnia egzekucji Manfred jadł bardzo niewiele i dopiero ostatniego ranka poprosił o sutsze śniadanie, mówiąc:
„Czeka mnie długa podróż, muszę więcej mieć siły“.
Pięć minut przed ósmą gromadka dziennikarzy i dozorców zebrała się u drzwi celi. Podwójny kordon wartowników ustawiono na dziedzińcu, a żołnierze uzbrojeni w karabiny otoczyli mur więzienny. Minutę przed ósmą przyszedł Jessen do kantorka dyrektora więzienia. Z wybiciem godziny ósmej