Strona:PL Edgar Wallace - Rada sprawiedliwych.pdf/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Po chwili Manfred zapytał o losy bractwa, któremu przewodniczył. „Bractwo rozwija się nadzwyczajnie“, zawołał Jessen wesoło. „Nie ma pan wcale pojęcia, ilu notorycznych złodziei zajęło się uczciwą pracą“.
Gdy powstał z miejsca. Manfred wyciągnął don dłoń.
„Niech pan nie traci nadziei“, rzekł.
„Zobaczymy się znowu“, szepnął Jessen, a Manfred uśmiechnął się.
I znowu nastały długie samotne godziny, godziny przykrych rozmyślań. Na rozmyślaniach Manfred trawił lwią część czasu, przepędzonego w więzieniu w Chelmsford.
Pewnego południa, podczas codziennego spaceru wzniósł Manfred spojrzenie ku niebu, a dozorca, spoglądając w kierunku wzroku więźnia, ujrzał wielkiego, żółtego latawca, unoszącego się ponad więziennemi murami.
„Żółty latawiec — dobra wiadomość“, szepnął Manfred, maszerując dokoła wysokiego muru, okalającego dziedziniec.
Tej samej nocy, gdy Manfred ułożył się już do snu, zabrano mu ubranie więzienne i zwrócono garnitur, w którym był zaaresztowany.
Przez całą noc słyszał na korytarzu głośne stąpania kilkunastu par nóg i doszedł do wniosku, że władze więzienne specjalnie podwoiły straż. Kroki wartownika pod oknem jego celi były dzisiaj głośniejsze i bardziej miarowe.