Strona:PL Edgar Wallace - Rada sprawiedliwych.pdf/224

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„Tak, zupełnie zrozumiałe“, przyznał lekarz, aczkolwiek wiadomość ta wywarła na nim piorunujące wrażenie.
Życie Manfreda w Chelmsford bardzo mało różniło się od życia w Wandsworth.
Zasadniczo rygor więzienny pozostał ten sam, codzienne ćwiczenia na świeżem powietrzu, odwiedziny dyrektora, doktora i kapelana. Pod jednym tylko względem Manfred był nieugięty. Wszelkie namowy spowiedzi przed księdzem nie wywierały na nim żadnego wrażenia. Poglądy jego gorszyły, cierpliwego kapelana.
„W co pan wierzy właściwie?“ pytał kapelan, mając ciągle jeszcze nadzieję nawrócenia Manfreda.
„To jest moja tajemnica“, odparł Manfred, „której nie mogę wyjawić każdemu“.
„Ale przecież nie może pan umrzeć, jak poganin“, rzekł ksiądz zgorszony.
„Każdy człowiek ma swój własny punkt widzenia“, brzmiała chłodna odpowiedź, „a ja zadowolony jestem z mojej własnej religji. Zresztą nie mam zamiaru jeszcze umierać, a będąc przejęty nadzieją życia, nie chcę się wywnętrzać przed ludźmi, ażeby nie mieć późniejszych rozczarowań“.
Tylko z jednym doktorem Manfred rozmawiał szczerze. Doktór zaniepokojony był planami więźnia.
„Skąd otrzymuje on takie informacje?“, pytał lekarz dyrektora więzienia. „Czy warta, która go pilnuje...“