Strona:PL Edgar Wallace - Rada sprawiedliwych.pdf/219

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Na iem zakończyła się rozmowa o Smidtcie z Pragi. Poiccard kontynuował dalej swe doświadczenie z elektryczną maszynką, a Leon przyglądał mu się z zainteresowaniem.
„Czy mówiła z tobą?“ zapytał Poiccard po dłuższej chwili milczenia.
„Oczywiście“.
Znów zaległa cisza, którą przerwał po chwili Leon:
„Nie miała do mnie zaufania, lecz porozumiałem się z nią znakiem partji Stu Czerwonych. Nie mogłem z nią przecież mówić na ulicy, bo podobno ludzie Falmotha obserwują ją dniem i nocą. Dałem jej znak, że czekać będę na nią za trzy godziny“.
„Gdzie naznaczyłeś spotkanie?“
„W Wivenhoe, — najwygodniejsze miejsce“.
„I masz zamiar pójść tam?“ zapytał Poiccard, mieszając coś w rondelku.
„Naturalnie“, odparł Leon, spoglądając na zegarek.
W godzinę po północy Poiccard, odpoczywając w głębokim fotelu usłyszał sygnał zajeżdżającego na dziedziniec samochodu.
„I cóż?“ zagadnął, gdy Leon wszedł do pokoju. „Pojechała“, odparł Gonsalez z westchnieniem ulgi. „Ciężki to był orzech do zgryzienia. Musiałem nakłamać jej, ile tylko mogłem; nie możemy przecież ryzykować, aby nas ktośkolwiek zdradził. Ucieszyła się bardzo, gdy jej powiedziałem o ucieczce Manfreda. Chciała zostać, lecz wytłumaczyłem jej, że mogłoby to zepsuć cały nasz plan. Jutro obiecała wyruszyć z Anglji“.