Strona:PL Edgar Wallace - Rada sprawiedliwych.pdf/207

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Daczego więc nie mówi pan prawdy“?
W tej samej chwili poprosił o głos Manfred.
„Człowiek ten boi się nas“, rzekł, wskazując ławę świadków, „jest on szmuglerem sacharyny, lecz mimo wszystko prawo musi go ukarać“.
„To kłamstwo“, zawołał zezowaty, drżąc na całem ciele. „To jest niecna potwarz“.
Manfred uśmiechnął się tylko i machnął ręką z lekceważeniem.
Dzwonek przewodniczącego przywołał obecnych do porządku. Rozprawa toczyłaby się dalej, gdyby nie to, że w pewnej chwili do przewodniczącego podszedł woźny sądowy i szepnął mu coś na ucho.
Po przesłuchaniu ostatniego świadka, przewodniczący ogłosił przerwę i wraz z obrońcą oskarżonego przeszedł do przyległej sali obrad.
Manfred został przeprowadzony do małej celi dla więźniów.
W niespełna piętnaście minut potem obrady rozpoczęły się na nowo. Na odgłos dzwonka przeny w długi, czarny, płaszcz; twarz świadka zakrywodniczącego na salę wszedł nowy świadek, ubrawała do połowy czarna maska.
Przystąpiwszy do barjerki, przybysz spojrzał na Manfreda z wesołym uśmiechem.
„Czy przyszedł pan zeznawać na korzyść oskarżonego“? zapytał przewodniczący.
„Tak, panie sędzio“.
„Czy całą odpowiedzialność za czyny oskarżonego bierze pan na siebie“?
„Tak, panie sędzio“.