Strona:PL Edgar Wallace - Rada sprawiedliwych.pdf/199

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zaległo znowu milczenie, które wydał# się Poiccardowi zbyt długiem, to też po chwili wyszeptał nieśmiało:
„I cóż dalej“?
„Myślę teraz o ich pieśniach“, rzekł Leon w zadumie, „nie mogę sobie jednak dokładnie przypomnieć którejśkolwiek z nich“.
Podniósł się nagle na krześle i chwycił ramię Poiccarda.
„Gdy mówimy już o naszym planie, należy również mówić o grożącem niebezpieczeństwie. Czy nie uważasz, że bractwo „Słusznie wierzących“ mogłoby się w znacznej części przyczynić do rozwiązania naszego problematu? Przydałaby się również orkiestra i ich niezwykłe śpiewy“.
Poiccard odłożył swą fajkę.
„Niezwykły z ciebie człowiek, Leonie“, rzekł
Leon podszedł do biurka, otworzył jedną z szuflad i wyjął z niej grubą teczkę, jaką zwykli nosić artyści malarze. Odpiął rzemyki i wyjął z niej kilka pojedynczych arkuszy brystolu; pochylił się nad nimi. Była to — kolekcja, która kosztowała organizację Czterech Sprawiedliwych wiele czasu i pieniędzy.
„Co zamierzasz robić“? zapytał Poiccard, gdy tymczasem tamten zdjął z siebie marynarkę i, umieściwszy na nosie nieodłączne swe binokle, pochylił się nad planami, wyjętemi z teczki. Sięgnął potem po ołówek, leżący na stole, a obliczywszy dokładnie wyznaczoną skalę planu, począł otwierać stojącą obok buteleczkę z tuszem.
„Czy uczuwałeś kiedyś ochotę rysowania wysp.