Strona:PL Edgar Wallace - Rada sprawiedliwych.pdf/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

card, „że człowiek, który opisuje takie idjotyzmy o Marokko, jak ty, mógłby....“
„Daj spokój“, wymamrotał Gonsalez w półśnie.
W ciągu dziesięciu minut słychać tylko było tykanie małego zegara, stojącego na kominku i rozkoszne zaciąganie się dymem fajki Poiccarda.
„Mam wrażenie“, rzekł Gonsalez, mając ciągle oczy zamknięte, „że George znajduje się w sytuacji nauczyciela, który przedłożył swym uczniom trudny problem do rozwiązania“.
„Byłem pewien, że śpisz“, rzekł Poiccard.
„Nigdy jeszcze mniej mi się spać nie chciało, niż teraz“, odparł Gonsalez chłodno. „Poprostu myślałem o różnych szczegółach. Czy znasz Mr. Peter Sweeney‘a“?
„Nie“, odparł Poiccard.
„Jest on członkiem rady miejskiej Chelmsford. Wielki i porządny człowiek“.
Poiccard zachował spokój.
„Jest on również przywódcą bractwa „Słuszne wierzących“, o którem musiałeś kiedyś słyszeć“.
„Nie słyszałem“, przyznał Poiccard, zainteresowany coraz bardziej.
„Bractwo „Słusznie wierzących“, mówił Gonsalez sennie, „jest latoroślą bractwa „Nowych Unitarjan“, a ci znów są mieszaniną ludzi pokrzywdzonych“.
Poiccard ziewnął.
„Bractwo „Słusznie wierzących“, ciągnął dalej Gonsalez, „posiada w życiu cel. Mają oni własną