Strona:PL Edgar Wallace - Rada sprawiedliwych.pdf/189

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

O życiu Manfreda, przebyłem w ciągu tych kilku tygodni w celi więziennej w oczekiwaniu mającego nastąpić procesu, niejeden publicysta mógłby napisać kilka nawet tomów. Odwiedzano go często, a najczęstszym gościem był Falmoth, który opowiadał mu o swej nadziei pochwycenia dwóch jego towarzyszy.
„Powinien się pan odzwyczaić od tej myśli,“ uśmiechał się Manfred, „nie dadzą się oni ująć tak łatwo“.
Niewiadomo dlaczego Falmoth przykładał wielką wiarę do słów więźnia.
„Gdyby pan był zwykłym kryminalistą, Mr. Manfred“, zauważył z uśmiechem, „przedstawiłbym pana Sądowi Najwyższemu i ręczę, że król udzieliłby swej łaski. Teraz zależy mi najbardziej na ujęciu pańskich towarzyszy, wiem jednak, że pan ich nie wyda“.
„Zupełnie zrozumiałe“, odparł tamten naiwnym tonem, „bo gdyby przyjaciele moi zostali aresztowani, któżby zaaranżował moją ucieczkę?“
Dama z Gratzu nie przychodziła, aby się z nim zobaczyć i Manfred był z tego niezwykle zadowolony.
Przywykł do codziennych wizyt dyrektora więzienia i wizyty te wydawały mu się coraz milsze. Mówili o krajach, które obydwaj znali, o ludziach, których dyrektor więzienia nie znał prawie wcale i o innych rzeczach, które Manfreda nie interesowały prawie zupełnie.
„Słyszałem, że zamyśla pan ucieczkę?“ mówił dyrektor pod koniec jednej ze swych wizyt. Dyrek-