Strona:PL Edgar Wallace - Rada sprawiedliwych.pdf/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Potrząsnęła głową bezradnie i wargi jej zadrżały.
„Niech Bóg cię prowadzi i wspomaga“, rzekł uroczyście, składając na drżących jej wargach gorący pocałunek.
Postąpił ku drzwiom na spotkanie Falmotha.
„George Manfred?“ spytał detektyw, spoglądając w zakłopotaniu na stojącą obok niego dziewczynę.
„Tak się nazywam“, odparł Manfred spokojnie. „Pan jesteś inspektor Falmoth“.
„Główny detektyw“, sprostował tamten.
„Bardzo mi przykro“, rzekł Manfred.
„Mam rozkaz aresztować pana“, rzekł Falmoth, „pod zarzutem przynależności do tajnej organizacji Czterech Sprawiedliwych, na sumienni u której ciąży kilka zbrodni“.
„Pragnę ułatwić panu to przykre zadanie“, rzekł Manfred uprzejmie, podnosząc wgórę obie dłonie.
Po raz pierwszy w życiu uczuł zimno stalowych kajdan na swych rękach.
Gdy jeden z urzędników zapinał mu kajdany. Manfred podniósł ręce wgórę i uśmiechnął się.
„Czy tylko dobrze umocowane“? zapytał.
Otoczyli go kołem, a on zwrócił się jeszcze z uśmiechem do dziewczyny:
„Kto wie, ile dni szczęścia przeżyjemy jeszcze obydwoje“, wyszeptał miękko.
Ze szczękiem szabel sprowadzali go po schodach.