Strona:PL Edgar Wallace - Rada sprawiedliwych.pdf/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zadowolony z potęgi, która pokonała pani przyjaciół. Do pani nie mam żadnego żalu“.
„Nie jestem ani lepsza, ani gorsza od nich“, rzekła z prostotą.
„Będzie pani lepsza, gdy szaleństwo minie“, rzekł łagodnie, „gdy zorjentnje się pani, że młode jej życie nie powinno być poświęcone kaprysom straszliwej anarchji“.
Pochylił się i ujął małą jej dłoń w swą męską rękę.
„Dziecko, pani musi porzucić tę pracę, wyszeptał miękko, „proszę zapomnieć o tem, co było, wyrzucić to z swej pamięci; proszę uwierzyć w to, że partja Stu Czerwonych nie istniała nigdy“.
Nie odbierała mu swej ręki, ani też nie usiłowała hamować potoku łez, który spłynął z jej oczu. Jakaś tajemnicza siła otworzyła zamkniętą jej duszę, jakiś dziwny wpływ uczynił ją bezbronną. Nieznana nikomu potęga skruszyła granit i stał, z których, jak przypuszczała, było jej serce.
„Mary, jeżeli kiedykolwiek znała pani miłość macierzyńską“, — jakże słodki był jego głos — „proszę pomyśleć o tem. Czy zdaje sobie pani sprawę, ile wartości miało dla niej życie, ile planów i nadziei pokładała i jak cierpiała za panią ta kobieta, która była pani matką. Nie przypuszczała chyba, że ręce, które całowała kiedyś, podniosą się przeciwko życiu ludzi. Modliła. się do Boga, aby duszę pani uchował w czystości i, aby pokazał pani świat z najpiękniejszej strony...
Z pieszczotą ojcowską przyciągnął ją ku sobie, aż wreszcie osunęła się przed nim na kolana, ukry-