Strona:PL Edgar Wallace - Rada sprawiedliwych.pdf/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

skazany na zajęcie, nie dające mu absolutnie żadnego zadowolenia.
„Czy macie karty wstępu, towarzysze?“ — zapytał po niemiecku.
Wyższy z dwóch przybyszów rzucił na odźwiernego zadziwione spojrzenie i odparł po włosku:
„Nie mamy.“
Twarz draba spłonęła rumieńcem radości, gdy usłyszał ojczystą mowę.
„Wejdź, bracie, wielką przyjemność mi sprawiło usłyszenie rodzinnego języka.“
Duszne powietrze, panujące na sali, zatamowało na chwilę oddech dwom przybyszom. Cała sala wypełniona była po brzegi, a okna szczelnie zamknięte i zasłonięte żaluzjami. Nawet wentylatory zasłonił mały Piotr ciężkiemi portjerami, które zdjął uprzednio z drzwi.
W głębi ustawione było wzniesienie, pośrodku którego stał stół, przykryty czerwonem suknem.
Dwaj przybysze poczęli torować sobie drogę między tłumem, zebranym u wejścia, wreszcie zajęli miejsca wpobliżu estrady. Właśnie przemawiał jeden z towarzyszów, który nie był zbyt dobrym oratorem. Mówił po niemiecku, tonem niezwykle patetycznym. W przemowie swej co pewien czas powtarzał znaną już oddawna formułkę, że teraz właśnie nadeszła odpowiedna pora ogólnego strajku. Słowa jego przyjmowało audytorjum z niezwykłym entuzjazmem, co nie przeszkadzało jednak, że siedzący nieco dalej od estrady mężczyźni i kobiety, rozmawiali z ożywieniem.
“Śmierć tyranom! Śmierć kapitalistom! Śmierć,