Strona:PL Edgar Wallace - Rada sprawiedliwych.pdf/169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Dobył z kieszeni fotografję. Rzuciła okiem — niestety — nie był to Manfred.
„Dlaczego, dlaczego?“ — wyszeptała, „dlaczego schwyciliście tylko tego człowieka, dlaczego nie tamtych, dlaczego nie przywódcę?“
Zdziwienie odmalowało się na twarzy Smidta.
„Ależ przecież nie mieliśmy nigdy nawet nadziei“.
Burza mijała powoli. Policzki Damy z Gratzu zarumieniły się znowu.
„Tak, tak“ rzekła, odzyskując powoli równowagę, „i ten musi być dobry. Powinni raz wreszcie wiedzieć, że partja Stu Czerwonych posiada dawną potęgę. Ten człowiek powinien umrzeć. Opowiedz mi, w jaki sposób został pojmany“.
„Dzięki rysopisowi. Jeden z naszych towarzyszy poznał go i poszedł za nim, aż do bramy jego domu. Dla pewności przysłał po mnie; ja również go poznałem...“
„Dlaczego mi nic o tem nie mówiono?“ — zapytała poważnie.
„Nie było czasu — naprawdę nie było czasu“, wyszeptał błagalnym tonem.
„Ale moglibyśmy ująć ich wszystkich“.
„Nie, nie“, zawołał, „on sam mieszka, ten człowiek, i dlatego było nam łatwiej. Ostatniej nocy wyszedł na spacer“.
„Dzisiaj jeszcze musi być stracony“, rzekła z triumfem.
W duszy Damy z Gratzu zrodziło pragnienie czyjejśkolwiek śmierci, a teraz nadarzała się