Strona:PL Edgar Wallace - Rada sprawiedliwych.pdf/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„Z wielką przyjemnością, jeżeli się tylko opłaci“.
„Skieruję pana do Gravesend“, ciągnął dalej Manfred, „i tam też popłyną pańscy pasażerowie“.
Stary spoglądał na Manfreda z pod swych krzaczastych brwi.
„Weźmiecie nasz mały statek, którym przybyliśmy tutaj“.
„A skąd mogę mieć pewność, że ładunek skórnie zginie po drodze?“ — zapytał szkiper. „Powierzono mi go w Rydze i powinienem go dostarczyć do miejsca przeznaczenia“.
„Widzi pan. nie jesteśmy ludźmi, dla których przeznaczone były bomby, które pan wiezie pod pokładem“, odezwał się chłodno Manfred. „Możemy jednak ładunek ten odebrać i załatwić się z nim tak, jak należy“.
„Ależ to korsarstwo“, zawołał stary, obawiając się jednak poruszyć z miejsca.
„Musimy panów opuścić teraz na chwilę“, rzekł Manfred i wraz ze swym towarzyszem wyszedł z salonu, zamykając uważnie drzwi za sobą.
Na pokładzie spotkali młodego marynarza, który drżał na całem ciele.
„Gdzie nasz stary?“ — zapytał.
„Zamknięty w swojej kajucie“ — brzmiała odpowiedź.
„Cóż to ma wszystko znaczyć?“ — zagadnął młodzieniec.
„Gdzie jest“holownik?“ — zapytał Manfred, ignorując zapytanie tamtego.