Strona:PL Edgar Wallace - Rada sprawiedliwych.pdf/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nowych siłach anarchizmu, które miały przybyć do Londynu. Pochodził on od jednego z delegatów partji Stu Czerwonych, który, po objechaniu całej niemal Europy, powracał do głównej kwatery.

Znowu nazewnątrz rozległ się okrzyk, żądający spuszczenia liny, poczem ktoś zawołał:
„Ciągnąć w górę“.
Wreszcie po chwili dwaj pasażerowie ukazali się na pokładzie. Jeden ż nich, wyższy, przywitał grzecznie kapitana.
„Mieliśmy straszną drogę“, zauważył obojętnie, „nie przypuszczałem, że morze dzisiejszej nocy jest takie niespokojne“.
Z poza pleców kapitana wysunął się starszy oficer.
„Jestem właścicielem tego statku“, rzekł, „jeżeli macie panowie jakiś interes, proszę za mną“.
„Czy ja jestem potrzebny?“ — zapytał kapitan.
„I tak i nie“, — odparł oficer.
Po chwili znaleźli się w mrocznym salonie, oświetlonym małą lampką oliwną. Szkiper podszedł do świeżo przybyłego pasażera.
„Czy nie widziałem pana już kiedyś przedtem?“ — zapytał.
Manfred zaśmiał się głośno.
„Możliwe“.
„W Bilbao lub Vigo, albo też może w jakimś innym hiszpańskim porcie“, domyślał się szkiper.
„I to możliwe“, odparł Manfred obojętnie „w każdym razie ja znam pana na pewno. Byłem