Strona:PL Edgar Wallace - Rada sprawiedliwych.pdf/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„Któż to taki ten jegomość?“ — zapyta! komendant policji, wsiadając do taksówki.
„Zdaje się, że widziałem kiedyś tę twarz“.
„Ja również widziałem go kiedyś“, rzekł Falmoth. „Nie pojadę z panem, sir, bowiem mam kilka ważnych spraw do załatwienia w tej dzielnicy“.
O tej chwili nocny spacer von Dunopa śledzony był najpierw przez jednego, potem przez dwóch, wreszcie przez trzech mężczyzn. Von Dunop postanowił dzisiejszej nocy podrzucić bombę pod dom, w którym zamieszkiwał minister spraw wewnętrznych, udał się więc w tę stronę, postanawiając postawić wszystko na jedną kartę. Prześladowcy jego postępowali tuż za nim.
Von Dunopowi udało się wbiec do domu Nr. L 96 i zostawić na schodach bombę, lecz, niestety — gdy wyszedł z bramy usłyszał tuż za sobą strzał. Za nim postępował jeden mężczyzna, z obydwóch stron zaś nadbiegali dwaj inni. Zorjentował się, że był w zasadzce.
Jedyną szansą ucieczki była druga strona ulicy, na której nie dostrzegł żywej duszy, pognał więc w tym kierunku, jak wicher. Ciągle słyszał za sobą czyjeś przyśpieszone kroki; odwrócił się na chwilę i dobywszy z kieszeni rewolweru, strzelił trzykrotnie. Ktoś upadł na bruk, gdy w tej samej chwili z za węgła następnej kamienicy wyskoczył wysoki policjant i schwycił go za ramię.
„Trzymać tego człowieka“, wołał Falmoth, podbiegając bliżej.
Von Dunop upadł na ziemię.
„Hallo“, zawołał znowu detektyw, nie wypu-