Strona:PL Edgar Wallace - Rada sprawiedliwych.pdf/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

celi. Po chwili Manfred zwrócił się do niej, podnosząc się z miejsca.
„A teraz my pójdziemy“, — rzekł.
Nie oponowała, bowiem czuła się dziwnie bezsilną w obecności tego człowieka. Przeszli obok szeregu strażników, trzymających w rękach zapalone pochodnie. Manfred zwrócił teraz specjalną uwagę na bron w ręku Damy z Gratzu. Orjentował się doskonale, że w tej właśnie chwili należało jej rewolwer odebrać, rzucił więc znaczące“ spojrzenie Leonowi, który bez chwili wahania wytrącił pistolet z palców kobiety.
„Później dostanie go pani znowu“, rzekł chłodno.
Omal, że nie krzyknęła z bezsilnej pasji.
„Kiedyś może“... wymamrotała złamanym głosem.
„Milczeć“, zakomenderował jakiś głos, poczem Manfred zaczął mówić.
Mówił przeważnie do niej i do ludzi, których interesowała wspólna sprawa partji Stu Czerwonych.
„Dawno już powiedziałem wam, że znajdziecie śmierć i przypuszczam, że słowa moje jeszcze dzisiaj pamiętacie. Zadaniem naszem od lat kilku było rozbicie partji anarchistycznej i jestem pewien, że rozbita ona zostanie na zawsze“.
„Partja Stu Czerwonych żyje“, przerwała Dama z Gratzu, dobywając głos ostatkiem sił, „aczkolwiek ja mam umrzeć i ci ludzie umierają ze mną. Partja Stu Czerwonych będzie żyć i działać“.
„Nie wezwałem tu pani dlatego, abym wierzył,