Strona:PL Edgar Wallace - Rada sprawiedliwych.pdf/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„Musicie zwolnić ich również“, rzekła stanowczo, ściskając rewolwer w dłoni.
Manfred nie poruszył się.
„Proszę zaczekać chwilę“, rzekł po chwili ze spojrzeniem, utkwionem w ognisku, jakgdyby widział w niem coś bardzo dla siebie ciekawego. „Za kilka minut będą tutaj von Dunop i Elbrecht, których sprowadziliśmy aż z Hamburga; przybędzie równeż grek Saronides. Jest on reprezentantem partji Stu Czerwonych w stolicy górskiej, nieprawdaż?“
Od podnóża góry doszło ich uszu głośne chrząkanie, co wywołało na twarzy Manfreda niezwykłe zadowolenie. Po chwili von Dunop podjechał do ogniska na zmęczonym wierzchowcu.
Ujrzawszy Damę z Gratzu, stojącą w niedbałej pozie, von Dunop wydał okrzyk radości.
„Ach, zatem, wszystko w porządku“, rzekł chrapliwym swym głosem. „Obawiałem się, że to jakaś zasadzka, lecz depesza była tak nalegająca, że nie mogłem być jej nieposłuszny.
Ujrzawszy Manfreda, von Dunop skłonił mu się grzecznie.
„Nie znałem dotychczas tych towarzyszy“ — rzekł, spoglądając pytająco na Damę z Gratzu.
„Są oni tymi, których nazywają organizacją Czterech Sprawiedliwych“, rzekła, a von Dunop zachwiał się na nogach.
„Więc to zasadzka“ — zawołał von Dunop z rozpaczą.
„Tak“, odparł Manfred z sarkazmem, „i to